poniedziałek, 17 lipca 2017

Zakupy w miesiącu lipcu

W dzisiejszym wpisie chciałabym Wam zaprezentować moje lipcowe zakupy. Wiem, mamy połowę lipca, ale nie planuje już żadnych wypraw do miasta, a w dodatku za kilka dni wyjeżdżam na urlop.

W tym miesiącu byłam tyle razy na zakupach, ile razy normalnie jestem w ciągu trzech miesięcy. Nie przepadam za chodzeniem po sklepach. Co innego przeglądanie stron internetowych - to uwielbiam! Jednakże z powodu braków w odzieży letniej musiałam wybrać się do CH. Moje ciało bardzo odbiega od figur modelek, dlatego zakupy przez internet są w 90% nietrafione z powodu rozmiaru i kroju ciuchów. Zamiast ryzykować mobilizuje pozytywną energię na chodzenie po sklepach i przymierzanie.

Dzisiaj nie będę pokazywać Wam ciuchów,  natomiast skupie się na zakupach z drogerii. Odzieży kompletnie nie potrafię sfotografować, żeby ukazać jej atuty, co innego kosmetyki czy książki ;-)


Od bardzo długiego czasu poszukuje dobrego kremu pod oczy. Tym razem zakupiłam próbkę kremu CLINIQUE Smart Custom- Repair Eye Treatment. Zapłaciłam 29 zł za 5 ml. Używam od kilku dni rano i wieczorem i jest bardzo wydajny. Cena regularna na stronie Sephory to 225 zł za 15 ml. Po kilku użyciach mogę stwierdzić, że szybko się wchłania, nie podrażnia oczu i pozostawia uczucie nawilżenia, ale nie wiem czy zakupiłabym pełnowymiarowy produkt. Dodatkowo do zakupów dostałam próbkę kremu pod oczy Estee Lauder. Próbka nie wywołała na mnie efektu WOW, ale może za krótko stosowałam.


Następnie przy okazji spotkania z koleżankami wybrałyśmy się do Rossmanna. Miałam kupić tylko odplamiacz. Oczywiście nie mogłam wyjść z pustym koszykiem.


Wybrałam maskę do włosów z serii GLISS KUR ULTIMATE REPAIR z Schwarzkopf. Bardzo lubię tę serię, więc długo nie zastanawiałam się czy brać. Moje włosy są bardzo wymagające, jeśli chodzi o pielęgnację. Gęste, tłuste u nasady, suche na końcach, falujące i wiecznie plączące. Każdy nowy fryzjer jest przekonany, że ujarzmi te włosy, mimo moich ostrzeżeń przy rozczesywaniu i układaniu włosów. Raz skończyło się nawet wyrwaniem włosów. Mogę mieć ułożone, wyczesane i wyprostowane włosy, a za chwile i tak będzie problem z rozczesaniem ich. Jestem już po jednym użyciu tej maski i efekt powalił mnie na kolana. Jest wspaniała i moja mama uważa tak samo, a ma inne włosy niż ja. Wystarczy mała ilość, a włosy są wygładzone, miękkie, nawilżone, łatwo się układają i wyglądają jak po wizycie u fryzjera. W sklepie skusił mnie sposób użycia: pozostawić na minute po myciu włosów i spłukać. Lubię szybie produkty i efekty.


Z tej samej serii kupiłam również odżywkę do włosów. U mnie nigdy odżywek nie jest za dużo, a miałam kilka razy tę i byłam zadowolona. Najważniejsze, że rozczeszę po niej włosy.




Po uczuleniu jakie wyszło mi po masce z szarą gilnką z Ziaji, postanowiłam powrócić do "maskowania" twarzy. Zdecydowałam się na maseczkę pod oczy z firmy Rival de Loop. W dodatku przeznaczona jest na 4 stosowania. Nigdy wcześniej nie używałam maski pod oczy. Jestem ciekawa efektu.

Następnie wybrałam maseczkę z BIELENDY- Hydrożelowa maseczka extra nawilżająca i EVELINE- HYALURON EXPERT Błyskawiczna maseczka wygładzająca. Jeszcze nic nie mogę o nich w sumie powiedzieć. Dotychczas używałam tę pierwszą. Ma ona za zadanie sama się wchłonąć. Jedynie nadmiar trzeba wmasować albo zmyć.


Na promocji w Rossmannie były również Skarpety Eksfoliujące z Bielendy. Zostało ostatnie opakowanie, dlatego postanowiłam drugi raz spróbować złuszczać stopy w ten sposób. Za pierwszym razem nie podobał mi się efekt kilka dni później, gdy skóra się łuszczyła. Zamiast wykonać zabieg 2 tygodnie przed urlopem wykonałam go 3 dni przed i już obawiam się jak będą wyglądać moje stopy na wakacjach.


Maskę z firmy BIOAQUA ANIMAL SHEEP zamówiłam akurat przez internet. Tak mi się podoba sama szata graficzna tej maski, że szkoda mi ją nałożyć na twarz. Czekam na wyjątkowy moment, kiedy zrobię sobie domowe spa. Taki dzień wymaga wyjątkowych produktów. Mam nadzieję, że działanie maski również mnie nie zawiedzie.

W Biedronce chwyciłam po 60-sekundową maseczkę z olejkiem arganowym z firmy Marion. Moje włosy potrzebują intensywnej pielęgnacji, jak wspomniałam wyżej, więc co chwile testuje jakieś produkty. Maska wystarczyła mi na 3 aplikacje. Łatwiej rozczesywały mi się po niej włosy, ale efekt był podobny do zwykłych odżywek do włosów.



Tego samego dnia kupiłam dwie książki. To głównie po książki wybrałam się wtedy do Biedronki. Zakładałam, że wybiorę kryminały, a było wiele ciekawych pozycji. Pewnie jakbym mogła to z 10 książkami bym stamtąd wyszła. Oczywiście w samym sklepie zdecydowałam się na literaturę kobiecą. Wzięłam niezawodnego Richarda Paula EVANSA "List". Ten autor jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Mam nadzieję, że będzie podobnie w tym przypadku. Druga książka jaką zakupiłam to Samanthy Young "Ostatnia szansa". W tym przypadku sugerowałam się okładką oraz opisem. Nigdy nic nie czytałam tej autorki. Może na wakacje wezmę tę pozycję?


Następny kiermasz książki upolowałam w Auchan. Nie mogłabym przejść obojętnie obok książek, tym bardziej za 9.99 zł. Zakupiłam autobiografię Goka Wana pod tytułem "Lata chude, lata tłuste". Znam go tylko z programu, gdzie zachęcał kobiety do nagich sesji zdjęciowych. Wiecie co mnie skłoniło do zakupu? To, że zachęca do pokochania siebie i sam miał kiedyś nadwagę. Bliski mi temat. 



Ostatnio często robię zakupy w sklepach zoologicznych. Powodem tych zakupów jest nasz nowy członek rodziny - piesek Eli (Eliasz). Ma obecnie 2 miesiące i jest cudowny! Jest to mój pies i mojej 2,5- letniej siostry. Jestem w nim zakochana! Oto on:


Zakupiłam mu już legowisko, miski, jedzenie, smakołyki, zabawki. Niestety nie zrobiłam zdjęć tych zakupów. Zresztą nie wiem czy kogoś by to interesowało. Wiele rzeczy jeszcze do nas nie przyszło, ponieważ robiłam zakupy na Aliexpress, gdzie zdecydowanie bardziej opłaca się kupować niektóre produkty.

Smycz, którą widać na zdjęciu wyżej kupiłam w Rossmannie. Zapłaciłam niecałe 22 zł za 5 metrów. 3 metrowa była za około 17 zł, więc wolałam dołożyć i kupić dłuższą. Tym bardziej, że mieszkamy na wsi i jest gdzie biegać.

Następnie musiałam kupić szampon dla shih tzu i chciałam odżywkę, ale nie było to wzięłam spray ułatwiający rozczesywanie. Odżywkę kupię następnym razem. 


Prezentowane powyżej zakupy są wynikiem urlopu, na który niedługo się wybieramy. 


Przede wszystkim potrzebowaliśmy żel pod prysznic, ale jak można kupić tylko jeden? Kupiliśmy 4. Przydadzą się. Zapachy są rewelacyjnie. Generalnie to moje ulubione żele. Są tanie, pięknie pachną, dobrze się pienią i działają tak jak powinny. Po co tracić pieniądze na droższy produkt do mycia?


Założyliśmy, że będziemy mieć ładną pogodę i wrócimy opaleni na czekoladkę. Ja prędzej na raczka :D Potrzebny nam był olejek do opalania i coś po opalaniu, a że w Rossmannie była promocja 2+2 to grzech byłoby nie skorzystać. Teraz patrzę, że głównie postawiłam na produkty z firmy SunOzon. Co myślicie o tych produktach? Oczywiście spray do włosów i masło kakaowe bardziej pode mnie, ale co tam!


W domu wszystkie tego typu produkty mam, ale używam je na pół z mamą (większość), więc nie mogę jej zostawić bez pielęgnacji. Potrzebowałam szampon i wybrałam z ISANY. Moim włosom krzywdy nie robi. Następnie wrzuciłam do koszyka 3 miniatury: płyn do higieny intymnej, żel do mycia twarzy i tonik do twarzy. Mam nadzieję, że nie wysypie mnie po tych produktach do twarzy. Nie używałam wcześniej. Przez te miniatury będę mieć więcej miejsca w kosmetyczce na kolorówkę ;-) Wrzuciłam jeszcze z te samej firmy co miniatury do twarzy, czyli Rival De Loop, krem pod oczy z zieloną herbatą. Ostatnio zielona herbata to mój ulubiony zapach. Mam nadzieje, że krem też nią pachnie. 


Oczywiście kupiliśmy jeszcze pasty do zębów, antyperspirant w kulce i męski dezodorant w naturalnym spray'u dla mężczyzn intimately BECKHAM




Znacie produkty marki Rival De Loop? Co o nich myślicie? Też przed wyjazdami robicie takie zakupy? 

czwartek, 13 lipca 2017

Neonowe pyłki do paznokci z Aliexpress

Moją drugą ogromną miłością zaraz po pedagogice jest manicure hybrydowy i wszystko, co z nim związane. Co chwilę przychodzi do mnie jakaś paczka z akcesoriami i lakierami do paznokci. Większość paczek jest z aliexpress, ponieważ uwielbiam robić tam zakupy! 

W związku z tym dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować neonowe pyłki do paznokci od Nail MAD. 





Pyłki tak jak wspomniałam wcześniej zamówiłam na Aliexpress [LINK] . Oglądałam filmik na youtube i spodobał mi się efekt przejścia, który był wykonany podobnymi produktami do tych. W tym celu zamówiłam te pigmenty. Na zamówienie czekałam ponad półtora miesiąca, więc gdy przyszła paczka i zaczęłam ją "macać", to nie domyśliłam się co przyszło. 

Od razu po otworzeniu paczki odkręciłam słoiczki, żeby zobaczyć jak na żywo wyglądają. Byłam zaskoczona ilością pyłków. Słoiczki były pełne! Poprzednio zamówionych pyłków z Aliexpress było tylko pół słoiczka, więc spodziewałam się, że w tym przypadku będzie podobnie. 



Widzicie tą ilość?! I to nasycenie kolorów?! Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Od razu musiałam wykonać manicure z ich pomocą. Pigmenty były zapełnione pod same wieczka. Powoduje to, że troszkę wysypują się z opakowania i są one pobrudzone, ale nie jest to dla mnie problem. 

Za 6 pyłków zapłaciłam 2,99 $. Uważam, że jest to bardzo atrakcyjna cena. Pyłki są bardzo drobno zmielone i wygodnie się je nakłada. Wszystkie pyłki aplikowałam na warstwę dyspersyjną białego lakieru.






* mam wrażenie, że ani w świetle dziennym, ani w sztucznym nie są oddane rzeczywiste odcienie pyłków. 



Poniżej chciałabym Wam zaprezentować mój sposób aplikacji tych pyłków


KROK 1 - Odtłuszczam płytkę wacikiem nasączonym cleanerem. Następnie nakładam primer bezkwasowy na płytkę paznokcia. Odczekuje chwilę i nakładam bazę. Następnie na 30 sekund do lampy LED.
KROK 2 - Nakładam warstwę białej hybrydy. W tym przypadku z firmy SEMILAC i ponownie wkładam na 30 sekund do lampy LED. 
KROK 3 - Nakładam 2 warstwę białej hybrydy i wkładam do lampy na 30 sekund. 
KROK 4 - Aplikuje wybrany pyłek na warstwę dyspersyjną pacynką albo opuszkami palców. Osobiście bardziej przypadła mi aplikacja palcami. Gdy pyłek mam równo rozprowadzony po całym paznokciu, pędzlem do makijażu oczu usuwam nadmiar. Nie przejmuje się, gdy coś nie schodzi. Pod wpływem cleanera bez problemu zejdzie. 
KROK 5 - Nakładam dokładnie na paznokcie top i wkładam na 30 sekund do lampy. Następnie oczyszczam palce wacikiem nasączonym cleanerem. 

Są to obecnie moje ulubione pyłki. Ich aplikacja jest szybka i mam wrażenie, że nie ma wokół mnie takiego bałaganu, jak przy innych tego typu produktach. 

Pierwszy manicure wykonany jednym z tych pyłków. Dopiero później odkryłam, że można budować nimi nasycenie. Widać to wyraźnie na paznokciu małego palca. 






Lubicie tego typu produkty do paznokci? Koniecznie muszę spróbować wykonać nimi ombre, w końcu w tym celu je zamówiłam!

piątek, 7 lipca 2017

Chocolate Bar TOO FACED <--- paletka / eye shadow collection

Dzisiaj chciałabym Wam przestawić paletkę cieni do powiek, którą używam praktycznie codziennie.
Dostałam ją w prezencie Gwiazdkowym i to była miłość od pierwszego spojrzenia. Szczególnie oczarował mnie jej wyjątkowy wygląd. Czy wiecie już o jakiej paletce piszę?

Too Faced - Chocolate Bar


Szczerze przyznam się, że naoglądałam się tej palety na filmikach z youtube różnych vlogerek kosmetycznych i zachorowałam. Koniecznie chciałam mieć tę paletkę do makijażu oczu! I na Gwiazdkę spełniło się moje małe "marzenie". 
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym od razu nie zaczęła jej macać paluszkami. Jak mi się te kolory podobały! Nagle przypomniało mi się, że ona miała pachnieć czekoladą. Wącham i nic specjalnego nie poczułam. Byłam rozczarowana. Szybko pobiegłam robić makijaż i kolejne rozczarowanie - nie tego oczekiwałam. Ale chwila, chwila... To opis odczuć z 24 grudnia 2015 roku, a od tamtego czasu wiele się zmieniło.


"Ulegnij pokusie! 

Zainspirowana Chocolate Soleil Bronzer, jednym z naszych kultowych produktów wzbogaconym proszkiem kakao, ta kolekcja cieni do powiek nadaje się do każdej karnacji. Dekadencja w stanie czystym! Niezwykła gama cieni do powiek, wysublimowanych, nasyconych pigmentami, dających niespotykany efekt. 

Zawartość palety:
- 16 pięknych matowych i opalizujących, długotrwałych kolorów .
- Instrukcję wykonania krok po kroku 3 looków.

Zaspokój swój apetyt na czekoladę 16 kolorami cieni do powiek, które zawierają prawdziwe kakao w proszku, bogate w przeciwutleniacze. 
Matowe i opalizujące, paleta naturalnych brązów i delikatnych różów oraz wyrafinowane odcienie śliwkowe."
(źródło: http://www.sephora.pl/Makijaz/Palety-i-Zestawy/Oczy/Chocolate-bar-Paleta-do-makijazu-oczu/P1744049)



Po 2,5 roku użytkowania tej paletki mogę śmiało powiedzieć, że nie wiem co wywołało moje rozczarowanie. Zapewne wyobraźnia podsunęła mi myśli, że te cienie same będą się nakładać i blendować, co powiedzmy sobie szczerze jest nierealne- i nie ważne jaką paletę mamy.

Jest to jedna z moich ulubionych palet. Używam jej codziennie. Z czasem mam wrażenie, że coraz piękniej pachnie i coraz bardziej wyczuwalny jest zapach czekolady.



Paleta zawiera 16 cieni do powiek. Wśród nich są matowe i perłowe cienie. Jej kolorystyka jest w moim odczuciu ciepła, chociaż znajdują się tutaj też neutralne i chłodne kolory. W paletce są jasne, średnie oraz ciemne brązy, a także śliwki, fiolety i cienie do rozświetlania wewnętrznego kącika oczu, jak i całej powieki. Największym autem tej paletki jest jej pigmentacja! Wystarczy delikatnie dotknąć pędzlem cienia, żeby nabrała się odpowiednia ilość. 
Skomponowane w tej paletce cienie są idealne w celu wykonania makijażu oczu do pracy, do miasta czy na wieczorne wyjście. Wszystko zależy od tego  jakich cieni użyjemy. Znajdują się tu cienie idealne pod łuk brwiowy, w załamanie powieki, w zewnętrzny kącik, do blendowania, na środek powieki, wewnętrzny kącik, jak i na dolną powiekę - czyli jedną paletą można wykonać cały makijaż oka (mam na myśli cienie).

Przyjrzyjmy się cieniom z bliska:
GILDED GANACHE - ciemny brązowy z nutką zieleni i złotymi drobinkami. Na oku niestety zielone tony zanikają i wychodzi brązowy, który nie wywołuje mojego zachwytu.
WHITE CHOCOLATE - sama nazwa wskazuje, że ma być to odcień białej czekolady. Cień jest matowy i bardzo jasny. Pigmentacja bardzo delikatna. Osobiście używam na łuk brwiowy i na bazę, żeby cienie się lepiej blendowały.
MILK CHOCOLATE - matowy, neutralny średni brąz. Dobrze na pigmentowany.
BLACK FOREST TRUFFLE - fioletowo - śliwkowy cień z drobinkami brokatu.
TRIPLE FUDGE - najciemniejszy cień w palecie. Bardzo ciemny, chłodny brązowy mat. Bardzo mocno na pigmentowany.
SALTED CAEAMEL - jasny, ciepły brąz. Matowy cień z przyzwoitą pigmentacją. Idealnie nadaje się jako cień transferowy, albo na załamanie powieki.
MARZIPAN - mój ukochany cień! Jestem w nim zakochana! Jasny perłowy cień w neutralnym, beżowym kolorze. Bardzo aksamitny w dotyku i mocno na pigmentowany. Używam go najczęściej na środek powieki.
SEMI- SWEET - chłodniejszy matowy brąz. Ciemniejszy od Milk Chocolate.
STRAWBERRY BON BON - bardzo jasny, różowy, matowy cień. Pigmentacja pozostawia wiele do życzenia. Na mojej powiece nie widać go wcale. Najgorszy cień w paletce według mnie.
CANDIED VIOLET - chłodny, połyskujący fiolet z różowymi drobinkami. Bardziej suchy w porównaniu do reszty.
AMARETTO - głęboki kolor czerwonego wina. Cień lekko opalizujący.
HAZELNUT - średni, perłowy, ciepły brąz (bez drobinek). Daje efekt tafli. 
CREME BRULEE - perłowy cień w kolorze starego złota. Daje piękny efekt tafli. 
HAUTE CHOCOLATE - ciemniejszy perłowy brąz o chłodnym tonie.
CHERRY CORDIAL - głęboki, matowy, wiśniowy kolor. 
CHAPAGNE TRUFFLE - połyskujący jasny cień. W paletce wydaje się wpadać w odcienie różu, na oku tego nie widać.


Szczególnie oczarowana jestem perłowymi cieniami. Mają idealną pigmentacje i tworzą efekt tafli. Cudownie prezentują się na oku.
Najczęściej przy makijażu oka sięgam po takie cienie jak: white chocolate - na całą powiekę i pod łuk brwiowy; semi- sweet - na załamanie; milk chocolate- w celu rozblendowania cieni powyżej załamania powieki; triple fudge - w zewnętrzny kącik oka; marzepan - na środek powieki, champange truffle- wewnątrz powieki i gilded ganache - na dolną powiekę.



Podsumowując:
+ Jedna paletka, którą można zrobić cały makijaż oka.
+ Cienie wytrzymują około 9 godzin na mojej powiece. Po tym czasie zaczynają się zbierać w załamaniu (mam tłustą powiekę).
+ Idealnie łączą i komponują się ze sobą.
+ Rewelacyjna pigmentacja (oprócz strawberry bon bon).
+ Zapach czekolady.
+ Bardzo wydajne. Marzepan używam prawie codziennie i widać niewielki ubytek.
+ Opakowanie palety jest bardzo solidne. Metalowe na magnes z lusterkiem. Sama paleta wyglądem przypomina czekoladę.
+ Bardzo uniwersalne kolory cieni.
+ Paletą można wykonać bardzo wiele makijaży oczu.
- Cena (około 200 zł).


A Wy co sądzicie o tej palecie? Warta swojej ceny? Jeśli polecacie inne to chętnie poczytam, ponieważ nie byłabym sobą, gdybym nie rozglądała się już za kolejną. 

poniedziałek, 3 lipca 2017

KLUB MAŁO UŻYWANYCH DZIEWIC | Monika Szwaja <- recenzja



W mojej biblioteczce ostatnio znajduje się wiele pozycji do przeczytania. Uzbierało się ich sporo (więcej niż na zdjęciu powyżej), ponieważ w trakcie pisania magisterki nie miałam czasu czytać, a potem miałam urodziny i imieniny. Oczywiście bliscy wiedzieli, czym zrobić mi największą przyjemność - KSIĄŻKĄ.

MONIKA SZWAJA - KLUB MAŁO UŻYWANYCH DZIEWIC


Tytuł: "KLUB MAŁO UŻYWANYCH DZIEWIC"
Autor: Monika Szwaja
Wydawnictwo: Edipresse Polska S.A.
Rok wydania: 2017 (pierwsze wydanie: 2007)
Tytuł serii: Seria powieści dla kobiet
Ilość stron: 412
Kategoria: Literatura współczesna

Opis:
"Cztery szkolne przyjaciółki w czasie licealnego balu absolwentów dochodzą do wniosku, że czegoś im w życiu brakuje. Postanawiają wreszcie zrobić coś pożytecznego. W tym celu zakładają klub przypominający jako żywo towarzystwo wzajemnej adoracji. Lecz jakie dać mu miano? Nazwę podrzuca im mocno zawiany kolega. 

Klub Mało Używanych Dziewic to - wbrew prowokacyjnej nazwie - coś równie niewinnego jak zastęp harcerek. Założycielkom nie chodzi o coś tak prostackiego, jak złapanie chłopa na męża (mimo że latka lecą...), a o cel naprawdę wzniosły, jakim jest doskonalenie otaczającego ich świata. Owszem, mają w sobie coś z pozytywistek, lecz żadna z nich nie przypomina słynnej Siłaczki oddającej życie na posterunku. Ich dewizą jest przede wszystkim skuteczność w działaniu, a w osiągnięciu celu wspomaga je inteligencja i urok osobisty."


MONIKA SZWAJA:

"Urodziła się: jakiś czas temu, dostatecznie dawno, żeby mieć własne zdanie (1949).Odebrała edukację: przyzwoitą, na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (polonistyka). Edukuje się permanentnie (życie!).Status społeczny: wesoła emerytka po prawie czterdziestu latach pracy w Telewizji Polskiej w Szczecinie (ośmioletni poślizg nauczycielski się nie liczy, sercem zawsze była telewizorką).Pracuje: permanentnie nad czymś. Ostatnio nad wyrywaniem chwastów i pisaniem książek.Znak szczególny: ponadnormatywna liczba szajb: literacka, lotnicza, końska, morska, szantowa, symfoniczna, operowa, irlandzka, ogrodnicza, górska, ratownicza, psiarska (od psów) i ogólna.Plany na przyszłość: ma być sympatycznie.
Monika Szwaja zmarła 22 listopada 2015r. w Szczecinie."
( źródło: 
http://www.monikaszwaja.pl/kim-byla-monika-szwaja)
Drugi raz od tego momentu muszę pisać wpis. Winny jest blogger i że nie sprawdziłam dokładnie, co skopiowałam (zaznaczyłam cały wpis - skopiowało tylko jedno zdjęcie). Jestem już tym sfrustrowana, bo chce dodać ten wpis od 3 dni, a ciągle coś mi przerywa. 

Z dziełami Moniki Szwaji nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Książkę dostałam od koleżanki z pracy. Moją uwagę od razu przyciągnął tytułu, który był intrygujący.  Po wielu stresujących wydarzeniach z maja i czerwca potrzebowałam czegoś lekkiego, żeby się zrelaksować. Wtedy wybór padł na "Klub Mało Używanych Dziewic" Moniki Szwaji.

I to był strzał w 10! 

Już od pierwszych stron wiedziałam, że styl pani Moniki idealnie mi odpowiada. Lekka i wesoła książka od pierwszych stron. Określiłabym ją optymistyczną powieścią o przyjaźni, miłości i dobrych ludziach, rzeczach, sytuacjach, które mogą nas spotkać. Opowiada historie czterech kobiet około czterdziestki, które chcą odnowić przyjaźń i postanawiają założyć Klub, którego celem jest niesienie dobra. 
Agnieszka jest dyrektorką prywatnej szkoły średniej i mieszka sama, nie licząc kota. Postanawia zająć się krewką staruszką, która nie ułatwia jej zadania. 
Michalina mieszka z matką, która chciałaby wymusić od niej całodobową adorację i w tym celu wywołuje w niej nieustannie poczucie winy. Obecnie pracuje na cmentarzu, gdzie zajmuje się terenem zielonym, ponieważ z zawodu jest projektantką ogrodów. W związku z działaniami Klubu projektuje ogród dla hospicjum. 
Alina samotnie wychowuje 16-letnią córkę, z którą ma coraz gorszy kontakt. Pracuje w banku, a popołudniami zostaje ciocią dla dzieci chorych na raka. 
Marcelina obecnie przygotowuje się do nowej roli, jaką jest macierzyństwo. Niestety mimo swojego błogosławionego stanu ma największe kłopoty z bohaterek, ponieważ nie układa jej się z partnerem życiowym. 

Losy tych czterech przyjaciółek na kilka wieczorów stały się dla mnie tak ważne, że nie chciałam odrywać się od książki. Pani Monika w ciekawy sposób opisuje naszą polską rzeczywistość, z naszymi wadami i zaletami. Pod jej wpływem dostrzegam piękno naszej ojczyzny. Potrafi zarazić mnie swoim umiłowaniem do terenów i miast polskich. 

Były fragmenty, które wzruszyły mnie. Szczególnie dotyczyły one pacjentów oddziału onkologicznego. Cały czas naiwnie łudziłam się na optymistyczne zakończenie tego wątku, ponieważ jestem bardzo wrażliwa na krzywdę dzieci. 

Wiele osób określa tę książkę, jako nic nie wnoszącą. We mnie kilka razy wywołała refleksje dotyczącą sytuacji i/lub zachowań opisanych w książce. Wszystko co zmusi nasz mózg do myślenia, jest moim zdaniem wnoszącym coś do naszego życia. 

Jakbym miała opisać "Klub Mało Używanych Dziewic" samymi przymiotnikami, to użyłabym takich jak: wesoła, wzruszająca, ciepła, lekka, zabawna, w miarę współczesna z humorem sytuacyjnym pozycja. 



Czy tylko ja zaraz po skończeniu pierwszego tomu, sięgnęłam od razu po drugi? 
Jeśli ktoś tak jak ja, poszukuje lekkiej, dodającej otuchy literatury to gorąco polecam tę książkę.